Profil użytkownika steelman
Być może nie każdemu się spodoba. Być może ktoś się poczuje filmem osobiście dotknięty. Tym którzy są podatni na osobiste dotknięcia film zdecydowani odradzam. Odradzam go również tym, którzy traktują komiks jako formę dla dzieci. Pozostałych gorąco zachęcam bo to pierwszy polski film od lat zrobiony bez kompleksów, wręcz odważnie. Dobrze ułożone dialogi czytane przez świetnych aktorów (i nie tylko). Technicznie świetny. Nie tak banalny jak by mogło się wydawać.
Z trzech filmów Aronofsky'ego jakie widziałem ten podobał mi się najbardziej. Z wielu filmów zanurzających widza w chorej wyobraźni bohaterów, ten najbardziej mi się podobał. Podobał mi się ten film bardziej niż "Lokator" Polańskiego. Jednak muszę odjąć jeden punkt za zbyt mocne do tego filmu nawiązanie.
Jaki jest ten film? Przeciętnie dobry. Jak się na nim bawiłem? Wyśmienicie! Wizualnie nieprzeciętny, mimo że (zgodnie z założeniem) nieco monotonny. Do tego niesamowita muzyka. “Change the Scheme, Alter the Mood! ELECTRIFY the Boys and Girls if you’d be SO kind…”
Tylko dla koneserów! Postronny widz będzie zanudzany setkami klisz z filmów akcji klasy B sprzed 30 lat. Na dodatek są one wklejane bez choćby najdelikatniejszego uwspółcześnienia co u "niewyrobionego" widza wywołuje napady "sraczki, padaczki i bólu."
Niepoważny. I dobrze bo byłby kasztan.
„Ekonomia z filozofią dla ubogich duchem.” Nie za bardzo wiem o czym był ten film. Może o różnicy między wynikaniem a korelacją. Albo o tym, że ludzie reagują na bodźce w różne dziwne sposoby. O tym, że związki przyczynowo skutkowe mogą być nieoczywiste lub nieprzewidywalne. ...?
Wstyd się przyznać ale całkiem mi się podobało. A to przecież film o zombie! Mankamenty oczywiście są: słabe aktorstwo (pani Milla akurat pozytywnie zaskakuje), drewniane dialogi, niektóre ujęcia jakby wycięte z brazylijskiej telenoweli. Ale już na przykład muzyka jest genialna a ujęcia nie wycięte z seriali bywają na prawdę ładne. Jeśli się tylko nie postawi poprzeczki za wysoko to można się świetnie bawić.
Lubię filmy, które już znam a ten film wygląda bardzo znajomo :-)
Jeśli to prawda to autor ma popaprane życie i zamęcza tym widza. Jeżeli fikcja to po co?
Niezmiennie film wgniata w fotel. Niesamowicie proste zdjęcia, ale nie za proste. Wyśmienity montaż. Muzyka w połączeniu z obrazem pustawych ulic co raz to innych hiszpańskich miast i miasteczek, tworzy klimat jakby z innej planety. Do tego tempo, a właściwie jego całkowity brak, czyli to co potrafi zrobić chyba tylko Jarmush, który nie stara się widza ciągnąć zmuszając do śledzenia historii. To raczej widz wygrzebuje kolejne wydarzenia jakby z wielkiego pudła.
Film ma dobry scenariusz zawijający prostą historię wokół palca czasu by pomachać nią jak jojo.
Udało się uniknąć gadających głów i statystyk. Udało się uniknąć ekoterroryzmu.
Krytycy przedstawiają rozliczne interpretacje. Np. trzy postawy względem "systemu". Pierwsza to przystąpienie do niego. Metoda skompromitowana przez czytany przez lektora porno-kryminał. Druga, rewolucja, czarne pantery. Trzeci to zespół rockowy kontestujący system jednocześnie zgłaszający się do kasy tego systemu. Można i tak. Tak czy inaczej fascynujące są sceny ukazujące proces twórczy w studio nagraniowym. Można dokładnie określić moment kiedy piosenka nabiera ostatecznego kształtu.
UFO? Przecież to absurdalne.
Historia nienowa ale warto ją obejrzeć w nieco innych niż do tej pory obsadzie i dekoracjach.
Grrhhharrrhh! --- Aaaaaaa! --- Cięcie! :-)
Prawdziwy film o prawdziwej muzyce, granej przez prawdziwych ludzi.
Ciężko to nazwać filmem i średnio to się nadaje do pokazywania w kinie.
Socjalizm? Ale ossso chozi?
Film przedstawia w innym ujęciu ten sam problem co „Inside Job” czyli granice stosowalności kapitalizmu. Jest spokojniejszy, w ciekawy sposób konfrontuje słowa z obrazami i nie opiera się na personaliach. Jeśli widziało się jeden z tych filmów na prawdę warto obejrzeć drugi. Jeśli nie widziało się, żadnego warto obejrzeć obydwa.